niedziela, 11 lutego 2024

Czym rozpalić ogień?

 Każdy z Was zna pewnie kilka metod rozpalania ognia. Ale z której metody korzystacie najczęściej? Czy wybór metody ma w ogóle znaczenie czy może ważny jest tylko efekt? Aby odpowiedzieć na tak zadane pytanie trzeba zastanowić się nad wadami i zaletami każdej z metod.

Jedną z najpopularniejszych będzie zapalniczka. Tania, łatwo dostępna, daje od razu ogień. I ten ogień będzie tu największą zaletą. Za jego pomocą szybko podpalicie rozpałkę nawet jeśli nie będzie idealna - podsuszy się w płomieniu zapalniczki. I to kolejna zaleta - rozpałka nie musi być aż tak drobna ani perfekcyjnie przygotowana. To co - mamy zwycięzcę? Niekoniecznie - zapalniczka ma jeszcze wady... Pierwsza z nich jest skończony zapas paliwa. Przeciętna zapalniczka wystarczy Wam na ok 1500-2000 użyć, zależnie od tego jak długo będziecie trzymali ją zapaloną. Czy to dużo czy to mało? Zależy od okoliczności. Gdy macie możliwość zakupu kolejnej - nikt się tym nie będzie przejmował. Gdy sytuacja się skomplikuje a Wy będziecie rozpalali kilka ognisk dziennie - i tak powinna matematycznie wystarczyć na długo. Teoretycznie - jeśli kupicie 4 czy 5 sztuk spokojnie powinno Wam to wystarczyć latami. Tyle, że nie jest to jedyna wada zapalniczki. Może ona ulec uszkodzeniu czy choćby zamoczeniu. W pierwszym przypadku nic już z nią nie zrobicie (OK, nie jest to do końca prawda, ale to już temat na osobny post), w drugim - można ją wysuszyć, ale to potrwa. A jeśli będziecie musieli z niej skorzystać po "przymusowej kąpieli" - chcecie ognisko już i natychmiast.

Podobne cechy będą miały zapałki. Płomień dostępny od razu, ale (jeszcze bardziej) ograniczona ilość. Niestety, tutaj dochodzi kolejna wada - wrażliwość na warunki przechowywania. Jak nie będą przechowywane w odpowiednich warunkach to za wiele z nich nie zostanie. Za to jeśli zdecydujecie się na zapałki sztormowe - będą one mniej wrażliwe na warunki atmosferyczne w momencie rozpalania - nawet dość mocny wiatr, utrudniający operowanie zapalniczką, Was nie powstrzyma.

To może należy zdecydować się na najbardziej chyba popularną metodę alternatywną - krzesiwo? 8 do 12 tysięcy użyć, możecie pół roku trzymać je pod wodą i zadziała. Jeśli uszkodzicie je mechanicznie - złamiecie na pół - będziecie mieli dwa krzesiwa, oba działające. Żadnych wad? No niestety tak dobrze nie jest. Krzesiwo daje iskrę - a więc tutaj rozpałka musi być dużo staranniej przygotowana, dobrej jakości. (można to obejść, ale to materiał na kolejny wpis).

Inną metoda o której warto pamiętać jest rozpalanie ognia za pomocą tarcia. Czy będzie to łuk ogniowy czy tzw "hand drill" - metoda ta wymaga bardzo dobrej rozpałki, dużego czasu, natomiast możecie śmiało założyć, że wszystkie zużywające się elementy będą możliwe do zastąpienia. Wystarczy, że przygotujecie sobie kolejny zestaw, pozyskując materiały z natury i już możecie pracować nad kolejnym ogniskiem. Przy czym słowo "pracować" jest tu jak najbardziej na miejscu - ta metoda wymaga wiele energii i nie zawsze będzie skuteczna za pierwszym podejściem. 

Nie licząc rozwiązań awaryjnych (jak bateria połączona z papierkiem po gumie do żucia) została chyba tylko jedna metoda - rozpalenie ognia za pomocą słońca i soczewki. I tak jak poprzednie - ma ona zwoje wady i zalety. Na pewno nie ma opcji żeby w najbliższym czasie zabrakło nam źródła energii do tej metody - Słońce zostanie z nami jeszcze przez co najmniej kilka milionów lat. Tyle, że czasem niebo jest zachmurzone a czasem mamy noc. I co ciekawe - zazwyczaj wtedy właśnie potrzebujemy ognia. Czyli tutaj w grę wchodzi planowanie - rozpalenie ognia i podtrzymanie go do czasu gdy będzie potrzebny.

 OK, co więc powinniście wybrać? Nie wiem - nie powiem Wam. Ale powiem Wam co ja wybrałem. Postawiłem na dywersyfikację - mam przy sobie zapalniczkę i krzesiwo. Oczywiście - nie są to zasoby nieskończone. Tyle, że w dzisiejszych czasach bardzo łatwo zrobić sobie niewielki ich zapas - trzy krzesiwa i kilka zapalniczek wystarczą na bardzo długo. Pozostałe metody traktuję jako dodatkowe, ale o nich nie zapominam, z dwóch powodów. Po pierwsze - rozpalenie ogniska szkłem powiększającym czy pocieraniem patyków jest bardzo fajną opcją. Po drugie - może się zdarzyć, że jedyne co będziecie mieli ze sobą to wiedza i umiejętności - a wtedy możliwość rozpalenia ognia korzystając tylko z tych narzędzi będzie bezcenna.

Oczywiście - samo posiadanie sprzętu i gadżetów na nic się nie zda - dlatego zachęcam was do testowania, ćwiczeń i rozpalania ognia kiedy tylko będzie taka możliwość. Nie tylko po to, aby podnieść swoje umiejętności ale również by przyjemnie spędzić czas przy ognisku. A tymczasem - do zobaczenia w lesie!

4 komentarze:

  1. jak to czym, zapalara z kuchenki gazowej he he

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zapalarka do kuchenki gazowej czyli zapalniczka tylko trochę większa. Ale zalety i wady ma podobne. może skończyć się w niej gaz, może się zepsuć, po przymusowej kąpieli za to będzie ja jeszcze trudniej wysuszyć niż zwykłą zapalniczkę. Idąc na ognisko - jest to wygodne rozwiązanie. Ale nie chcąc jeść zimnego - wziąłbym ze sobą jakieś zapasowe źródło ognia.
      Pozdrawiam
      Bushmot

      Usuń
  2. Rozważasz sytuację po końca świata czy aktualną w trudnych warunkach?
    Ja ZAWSZE mam skrawki PRAWDZIWEJ gumy które nawet mokre palą się i pozwalają wysuszyć podstawowy materiał na ognisko.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skrawki prawdziwej gumy, tzw gumki recepturki, kawałki dętki rowerowej - jest to świetny materiał na oszczędzanie gazu w zapalniczce. Podobną funkcje będzie pełniła każda inna rozpałka - od naturalnej w formie kory brzozy przez zrobioną samemu po kupioną np rozpałkę do grilla. Ale żadna z nich nie da iskry ani płomienia - każda musi zostać czymś podpalona.
      Pozdrawiam
      Bushmot

      Usuń

Latarenka z puszki

 W dzisiejszym wpisie pokażę Wam najprostszy chyba projekt survivalowo - bushcrafowy. Zobaczcie jak łatwo przerobić puszkę na latarenkę.