Przygotowywać się na cięższe czasy zacząłem mieszkając w kawalerce, bez dostępu do piwnicy. Czy w takich warunkach da się dobrze przygotować na długofalowe, pełnoskalowe sytuacje awaryjne?
Zdecydowanie nie. Po pierwsze - za mało miejsca na wszystko co by się przydało, po drugie - ile by się zapasów nie zgromadziło - zawsze kiedyś się skończą, po trzecie - w mieście narażeni jesteśmy na bandyterkę i inne zagrożenia (tutaj kłania się gęstość zaludnienia). Ale czy to znaczy, ze można sobie odpuścić przygotowania bo i tak nic nie osiągniemy? Nie - według mnie już niewielkim kosztem można się przygotować na wiele niespodzianek jakie niesie życie. Przecież przygotowanym trzeba być nie tylko na apokalipsę zombie - równie upierdliwy, a zdarzający się znacznie częściej będzie brak prądu, wody, ogrzewania czy inne tego typu zdarzenie. Poniżej wrzucę kilka swoich pomysłów jak niewielkim kosztem i na niewielkiej przestrzeni przygotować się właśnie na takie awarie.
Pierwszym problemem zawsze będzie woda. Potrzeba jej dużo i zajmuje sporo miejsca. Jednak w mieszkaniu można jej zmieścić zaskakująco dużo. Watro kupić czasem mniejsze butelki, tak aby weszły pod zestaw mebli kuchennych, za wersalkę czy w inne miejsca. To każdy musi dopasować do siebie ale korzystając z takich schowków - można jej zmieścić całkiem sporo. Co ciekawe - nawet jeśli wygracie w lotto i przeprowadzicie się do domu z ogrodem - i tak będzie trzeba trzymać ja w domu - przecież zimą woda w naszym klimacie zamarza, wiec trzymanie jej w beczkach czy 1000-litrowych zbiornikach doprowadzi do ich zniszczenia a zapas po prostu przepadnie.
Ponieważ woda jest problemem - warto zastanowić się również jak ja zdobywać. Szczególnie w mieście jestem zwolennikiem pozyskiwania deszczówki. Wystarczy do tego folia malarska (za kilka złotych) i garnek (każdy ma garnek). Sama deszczówka powinna być czysta i bez problemu od razu nadawać się do picia. Natomiast pozyskiwanie deszczówki z rynny wiąże się już z koniecznością jej oczyszczenia. Dlaczego? Bo woda w rynnie to woda zebrana z dachu, gdzie opadają różne zanieczyszczenia z miasta a dodatkowo ptaki tam siadają i... brudzą.
Podobnie jeśli macie jakiś strumyk w okolicy czy tym bardziej staw. Woda na pewno będzie wymagała filtrowania - niestety, w polskich warunkach nawet woda ze strumyka biegnącego przez tereny niezamieszkałe może wymagać filtrowania i to solidnego - może zawierać chemię zmytą z nawożenia pól lub bakterie z pastwiska. Z resztą - nigdy nie wiadomo czy 100m w górę strumyka nie leży truchło jakiegoś lisa, rozkładając się i zatruwając wodę. Dlatego zdecydowanie polecałbym jakąś metodę oczyszczania wody - najlepiej filtrowanie.
Kolejna po wodzie jest kwestia żywności. Tygodniowy zapas kalorii dla dwóch osób wcale nie zajmuje dużo. Ryż, makaron, jakieś konserwy, koncentrat pomidorowy do nadania smaku - w jednej szafce kuchennej czy kartonie wsuniętym do szafy spokojnie zmieści się spory zapas. Czy będą to zróżnicowane posiłki na które każdy będzie czekał z apetytem? Nie - ale nikt głodny spać nie pójdzie. Do tego trochę kawy, herbaty, cukru - ale tutaj wystarczy mieć troszkę na zapas - czyli pilnować, żeby nie skończyły się akurat w momencie wystąpienia zagrożenia. Bo i tak kupuje się paczkę 100 torebek, co starcza na długo, prawda? Natomiast nie przejmowałbym się w ogóle kwestią witamin czy mikroelementów. Nawet jeśli w jedzeniu nie będzie ich wystarczająco dużo - to jakieś będą. A w kawalerce nie da się ogarnąć życia przez dwa lata na zapasach. A przez ten tydzień czy dwa nic nikomu się nie stanie.
Skoro woda i żywność - to jakoś to trzeba przygotować - ugotować ryż albo przegotować wodę. Tutaj widzę dwie możliwości. Pierwsza to turystyczna kuchenka gazowa. Najtańsza działająca to ok 30-40zł (czerwona kostka), widziałem ofertę takiej kuchenki za 55zł już z czterema kartuszami. Starczą one na długo, kuchenka sprawnie gotuje, przygotowanie herbaty czy ugotowanie obiadu jest jak najbardziej możliwe - wiem, bo mam i korzystam. Kwestię legalności przechowywania kartuszy z gazem w mieszkaniu pozostawiam każdemu z osobna - niektóre wspólnoty zabraniają tego. Alternatywą dla kuchenki będzie ognisko pod domem/kuchenka na drewno, ale tam z kolei musicie ogarnąć opał o co w środku miasta może nie być tak łatwo. No i kwestia gotowania ryżu w zacinającym deszczu (bo awarie nigdy nie zdarzają się przy słonecznej pogodzie w wakacje...) również nie jest zbyt kusząca.
Na tym zakończę pierwszą cześć tego wpisu - choć pierwotnie powstał jako jeden - rozbiłem go aby lektura nie była zbyt długa. A tymczasem - do zobaczenia w lesie!
e tam przygotowania, dawaj jakis wpis o gotowaniu w terenie cos dobrego pod zimę , czekam z niecierpliwoscia !
OdpowiedzUsuńDrogi Anonimowy,
UsuńŻaden ze mnie kucharz, więc wciąż szukam czegoś ciekawego, żeby nie robić "relacji ze smażenia kiełbaski"
Pozdrawiam
Bushmot
dawaj jakis gulasz z grzybami na kotle z pieczywem i dzikiem ahahahaha
OdpowiedzUsuń