niedziela, 26 czerwca 2022

Szwedzka pochodnia

 Tydzień temu mogliście przeczytać o ognisku typu Dakota. Nie jest to jednak jedyne ognisko które całkiem dobrze sprawdza się przy przygotowaniu posiłku czy zagotowaniu herbaty. Inną opcją może być szwedzka pochodnia, którą postanowiłem przetestować.

Choć nazwa sugeruje coś co daje światło - szwedzka pochodnia nie służy do oświetlania okolicy, nie jest też ogniskiem sygnałowym. Jest to bardzo kompaktowe ognisko, służące do przygotowywania posiłków. 

Wykonanie szwedzkiej pochodni jest dużo łatwiejsze niż Dakoty, ale już samo rozpalenie wymaga trochę cierpliwości i nie należy do najprostszych. Będziecie potrzebowali kawałka pnia, siekiery i kawałka drutu. Ważne jest, aby pieniek który wybierzecie miał sensowną grubość i żeby był równo ścięty z obu stron, a przynajmniej jedna powierzchnia musi być płaska (drugą zawsze możecie wkopać w ziemię - nie jest to rozwiązanie idealne, ale możliwe do zrobienia). Testując pochodnię, zdecydowałem się na kawałek drewna średnicy ok 15cm, wysokości ok 20cm. Oczywiście, można użyć grubszego i większego materiału, jednak nie zakładałem długiego gotowania a jedynie przerwę w wędrówce na odpoczynek i herbatę.

Wybrany pieniek przeciąłem siekierą na cztery części. Potem części te złożyłem z powrotem w całość, ale dość luźno.

 

Całość związałem u dołu sznurkiem jutowym. Dlaczego nie drutem? Po pierwsze - nie chciałem generować dodatkowych śmieci, a sznurek po prostu się spali. Po drugie - nie zakładałem długiego gotowania, więc nie było konieczne aby pochodnia trzymała się w całości bardzo długo. Zaryzykowałem trochę używając sznurka, ale dobrze oceniłem czas palenia i sznurek wytrzymał nienaruszony tak długo jak go potrzebowałem. Natomiast jeśli bym planował dłuższe gotowanie na większym pieńku - tutaj zdecydowałbym się na jakiś grubszy drut. 

Opcji na rozpalenie pochodni jest kilka - niektórzy sugerują wydłubanie środkowej części pieńka aby zrobić miejsce na podpałkę, inne źródła mówią o wetknięciu patyków w rozcięcia, aby powstały tam szczeliny. Zdecydowałem się na ten drugi sposób. Jako rozpałki użyłem strużyn drewna które zostały mi po jakiś projektach robionych w domu. Natomiast iskrę miały złapać trawy znalezione w okolicy. Po rozszerzeniu szczapek i wetknięciu ram rozpałki - całość wyglądała tak:


Trawa była bardzo sucha, szybko złapała iskrę z krzesiwa. Niestety nie przeniosła ognia dalej - nie rozpaliła strużyn. Potrzebna była modyfikacja rozpałki. Postawiłem na korę brzozy, jej mniejsze kawałki powtykałem między strużyny, a długim paskiem operowałem jak zapałką. Po kilku minutach ciężkiej pracy przy rozpalaniu - zacząłem widzieć efekty.

Rozpalenie pochodni do stanu o który mi chodziło zajęło kolejne kilka chwil, ale jak już zaczęła się palić - poszło z górki. Od razu na górze wylądował czajnik. 

Od tego momentu pochodnia była już praktycznie bezobsługowa. Jedynie dla swojego spokoju parę razy rozdmuchałem ogień palący się wewnątrz pieńka. 

Woda w czajniku zagotowała się dość szybko, pieniek palił się jeszcze na tyle długo, ze mógłbym spokojnie ponownie zagotować wodę. 

Jakie wnioski nasuwają mi się po tym teście? Po pierwsze - okazało się, że zamiast drutu - wystarczy sznurek. Celem związania jest utrzymanie pieńka w całości po włożeniu do niego rozpałki. Gdy już położycie na nim czajnik lub garnek - jego ciężar będzie sprawiał, że poszczególne szczapki nie przewrócą się na bok, a więc nawet jeśli sznurek się przepali - nic się nie stanie.

Po drugie - rozpalenie tego typu ogniska wymaga całkiem sporo rozpałki i cierpliwości. Za to jak już się zacznie palić - jest prawie bezobsługowe, pali się długo i dobrze się na nim gotuje. 

I właśnie możliwość gotowania jest trzecią cechą o jakiej trzeba wspomnieć. Jeśli oba końce pieńka będą równo ścięte na płasko, z jednej strony będziecie mieli gdzie postawić garnek czy czajnik, z drugiej strony - ognisko będzie dawało sporo ciepła i efektywnie podgrzewało naczynie. Gotowanie będzie prawie tak łatwe jak na starej kuchni na opał waszych babć czy prababć - stawiacie garnek na górze i o nic się nie martwicie.

Ponieważ ognisko spala się mniej więcej równomiernie od środka na zewnątrz - minie sporo czasu zanim któraś szczapka się przepali całkowicie i konstrukcja runie. Natomiast jeśli tak się stanie - lepiej, żeby garnek z potrawą nie stał wtedy na pochodni. Aby opóźnić ten moment - nie ma sensu dzielić pieńska na zbyt małe szczapki. Co prawda w przypadku grubszych pieńków można pokusić się o podzielenie na 6 czy 8 części aby łatwiej było je rozpalić (większa ilość podpałki i większa powierzchnia wewnątrz pieńka która ma się zając ogniem), ale planując dłuższe gotowanie - warto się pomęczyć przy rozpalaniu aby zyskać na czasie gotowania.

Na koniec warto wspomnieć o jeszcze aspekcie - ognisko jest bardzo kompaktowe. Zajmuje niewiele miejsca, spala się spokojnie, ogień skupia się głównie wewnątrz pieńka. Rozmiary tego ogniska sprawiają, ze można je rozpalić nawet na grillu - dokładnie taką sytuację widzicie u mnie na zdjęciach. Do testów pochodni wykorzystałem ogólnodostępne miejsce, z grillami przygotowanymi na potrzeby mieszkańców miasta.  Nie ma wtedy problemu z paleniem ogniska w miejscu innym niż wyznaczone, samo ognisko jest zdecydowanie bezpieczne a Wy możecie się cieszyć herbatą przygotowana w terenie bez martwienia się o bezpieczeństwo okolicy czy kwestie prawne. I do takich działań Was zachęcam. A tymczasem - do zobaczenia w lesie!

1 komentarz:

5 x W czyli gdzie się rozbić

Spakowaliście się, ekwipunek kompletny, trasa marszu lub obszar biwakowania wyznaczony czas ruszać w drogę. Zbliżając się do końca pierwszeg...