W sytuacji awaryjnej czas jest jedna z niewiadomych. Nie wiemy jak długo potrwa dana sytuacja - warto więc podejść rozsądnie do gospodarowania zasobami. Ale jak oszczędzać zapalniczkę?
Zanim odpowiem Wam na to pytanie - kilka słów wstępu. Spotkałem się kilka razy z sytuacją, gdzie ludzie wierzyli, że problem który ich spotkał jest przejściowy - że zaraz minie i sytuacja wróci do normy. Niestety - nie zawsze tak bywa.
OK, ale jesteście przygotowani, latarka ma świecić a zapalniczka ma rozpalać ogniska. I macie rację - właśnie do tego ten sprzęt został wymyślony i przez Was zmagazynowany. Tyle, że każdy sprzęt się zużywa, ma ograniczony czas pracy. Gdy skończą się baterie w latarce - świecić nie będzie. Gdy skończy się gaz w zapalniczce - ognia nią nie rozpalicie. OK, to może nie jest precyzyjne bo da się rozpalić ogień bez gazu, ale będzie to zdecydowanie trudniejsze niż działającą zapalniczką.
Jeśli po prostu poszliście do lasu na wieczorne ognisko, chcecie zjeść upieczoną kiełbaskę i powalczyć z komarami - zużywająca się zapalniczka nie będzie miała znaczenia. Prawdopodobnie macie drugą, a po powrocie łatwo będziecie mogli wymienić ją na nową.
Ale jesli jesteście w sytuacji awaryjnej, która nie wiadomo jak długo potrwa - każdy przedmiot należy wykorzystywać jak najbardziej efektywnie.
Jeśli chodzi o zapalniczkę - taką standardową, gazową - ilość paliwa w niej jest ograniczona - starcza na ok godzinę płomienia. Wydaje się to długo - przecież jeśli coś rozpalacie to trwa to sekundę, prawda? Teoretycznie tak - ale to jeśli rozpalacie papier czy inny łatwopalny materiał.
A co jeśli macie do rozpalenia coś grubszego? Albo jeśli materiał do rozpalenia nie jest idealnie suchy i trzeba go podsuszyć nad płomieniem? Wtedy ta sekunda działania zapalniczki wydłuża się do trzech, pięciu czy nawet kilkunastu... A jak się nie uda - przychodzi druga próba, i kolejna... A gaz z zapalniczki znika w szybkim tempie...
Rozwiązaniem tego jest zapewnienie sobie rozpałki która zawsze się zapali. Przykładów jest wiele, jeden z bardziej bushcraftowych opisywałem parę tygodni temu (wpis znajdziecie tutaj). Ale możecie również po prostu mieć przy sobie świeczkę. Zwykły tealight zapali się natychmiast, następnie możecie wykorzystać jego płomień do rozpalenia "upartego" opału... Taki tealight potrafi palić się 4h, więc wykorzystacie go nie raz, oszczędzając przy tym zapalniczkę.
Rożnica pomiędzy użyciem zapalniczki a świeczki - a właściwie pomiędzy tymi przedmiotami - jest jeszcze jedna. Zapalniczka robi ogień "z niczego", świeczka musi zostać podpalona. Jeśli więc skończy Wam się świeczka a dalej macie zapalniczkę - coś wykombinujecie. Gdy sytuacja będzie odwrotna - ognia nie będzie.
I wiem, że powyższy wpis wielu wyda się dość oczywisty. Zapalniczką podpalić świeczkę a świeczką - ognisko - wielkie mi objawienie bushcraftowe. Ale czy w Waszym zestawie przetrwania znajduje sie świeczka, choćby tealight? Czy tylko 2 zapalniczki? Bo to prosta matematyka - 2 zapalniczki to 2 godziny płomienia, a jeśli dorzucicie do tego tealight - płomienia macie już prawie 6 godzin (2+4-czas wykorzystania zapalniczki na rozpalenie tealight). Taka prosta, tania i lekka rzecz jak tealight znacząco wydłuży Wasze możliwości rozpalania ogniska w sytuacji kryzysowej. A podczas zwykłego wypadu do lasu, gdy pierwsza rozpałka nie jest idealna i trzeba ją podsuszyć nag ogniem - również wygodniej będzie zrobić to nad tealight niż trzymać zapalniczkę przez dwie minuty...
Spotkałem się z podejściem, ze jeśli coś nie zapali się w 3 sekundy do toć jest nie tak i trzeba popracować nad rozpałką zamiast marnować gaz w zapalniczce. Świeczka umożliwia taka właśnie pracę - podsuszenie rozpałki. Samemu nie raz rozpalałem ognisko przy nieidealnych warunkach - pomoc w postaci tealight okazała się wtedy cenna. A że taki tealight jest niewielki, lekki, tani i skuteczny - warto wrzucić go do plecaka czy zestawu awaryjnego. Można powiedzieć, że zdecydowanie gra jest warta świeczki. A tymczasem - do zobaczenia w lesie!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz